piątek, 3 listopada 2017

Agility?

Zatrąbiłyśmy jakiś czas temu na fanpeju Husarskich, że wróciłyśmy żywe, całe i zdrowe, zza 7 albo i więcej gór i lasów. Od nas kawałek do Czech jednak jest, ale nie można było zmarnować okazji i nie pojechać na wystawę Potkan w Praze (23.09.2017).
Czy było warto spędzić pół doby (a w przypadki Oli więcej niż pół) w samochodzie? Warto. Ilość rzeczy, które dane było nam zaobserwować, różnic pomiędzy wystawą polską a czeską jest spora. Przykład? Ano... u nas agility było i na razie wciąż jest nie do pomyślenia.
Przeglądając zdjęcia z wystaw rosyjskich (ile by człowiek dał, by do Rosji pojechać... każdy pretekst jest dobry) bardzo sceptycznie podchodziłam do tego pomysłu. Bo stres, bo czy szczur pójdzie (zwłaszcza tak z marszu), bo pełno ludzi, bo co z zarazkami itp. No głupie te zagraniczniki, potem epidemie i płacz, że szczury chore. Polska lepsza, się wie.
Zgłaszam się na te Czechy.
Co ja pacze: szczurze agility.
No dobra. Pojadę, zobaczę.

Psy a szczury
 
Psy przetarły szlak szczurom, a z kolei psom szlak przetarły konie. Na fotce Danciszek podczas treningu.
Sam pomysł agility wziął się ze sportu kynologicznego o tej samej nazwie. Ma swoje korzenie w Szwecji, od 1996 roku aktywnie zajmować się nim zaczęły panie Gerodean Elleby i Eva Johansson. Od tamtego czasu popularność szczurzego agi w Szwecji wzrastała, pojawiało się coraz więcej chętnych do uprawiania tego sportu (?), z czasem stał się on częścią tamtejszych wystaw Swedish Rat Society*.
Czym różni się to, co widziałam na filmikach na YT i w Czechach od psiego agility?
Nie spocisz się przy nim raczej, bo jako przewodnik jesteś na tyle duży lub duża, że nie musisz biegać. Szczura prowadzimy ręką, zachęcając go, by za nią szedł i pokonywał kolejne przeszkody. Nie są trudne. Największym problemem jest tu szczurzy pomyślunek, który podpowiada małej, ważniejszej części naszego teamu, że nie ma sensu łazić po jakiejś kładce, skoro można przejść obok. Jeśli któryś z Twoich ogonów jest proludzki i podąża za Twoją ręką chętnie, to już macie szanse. Zasada jest taka, że nie wolno prowadzić na smaka - szczur ma iść za Tobą, bo tak Ci ufa i tak Cię lubi, a nie za smakiem. Na tym polega sztuka :)



Druga rzecz: sposób ustawienia przeszkód. Wszystkie następują jedna po drugiej. Wszystko jest oczywiste. W psim agi przeszkody są "porozrzucane" po torze i nie leci się jedna po drugiej tak jak są najbliżej. Często trzeba się nabiegać albo wysłać do przeszkody psa. Trochę mi tego brakuje, bo szczur jest zwierzęciem bardzo inteligentnym, moim zdaniem bardziej niż pies i przy odpowiedniej motywacji i wypracowaniu fajnego kontaktu można byłoby porobić coś więcej niż tylko trzaskać kółka na przeszkodach ułożonych na okręgu albo tor w obie strony po linii prostej. Pewnie, nie czepiam się czeskiej wystawy pod tym względem - przy układzie "jedna po drugiej" mogłam sama wystartować i przejść cały tor po upewnieniu się, że memu zwierzątku nic nie grozi w związku z wzięciem udziału w tej rozrywce, mimo iż nie ćwiczyłam ze szczurami agi od 2013 roku.
Natomiast i tu, i tu liczy się czas oraz zaliczenie wszystkich przeszkód.

Chidori

Chidori to taki mój piękny i kochany beton. Pójdzie za ręką, ale jest bardzo spokojna i zrównoważona, nie będzie marnować energii nie widząc w tym celu. Jako drugą kandydatkę do "biegu" rozważałam Fraszkę. Fraszka jest młodziutka, temperamentna, za ręką biega ładnie, do tego jest dość drobna, przez to szybka jak strzała - taki szczurzy whippet trochę. Idealna. Niestety, Fraszka na wystawę pojechała po raz pierwszy i zjadł dziewczynę stres już w diunie. Podejrzewam, że gdyby mogły być wszystkie w jednej diunie, to byłoby lepiej, bo udzieliłby się jej spokój doświadczonej i zawsze opanowanej Chidori, ale niestety Czesi mają swoje przepisy i na diunę mogą przypaść tylko 4 szczury. Ode mnie pojechało 5 i trzeba było je rozdzielić na 3+2. Trudno.
I tak miałam tylko spróbować.
Chi za ręką ruszyła ładnie i bez zbyt długiego zastanawiania się, co ona na tym stole robi i co to za ludzie dookoła ;) Pierwszą przeszkodę - kółko - pokonała bardzo ładnie, zeszła i ruszyła dalej... I tu przypomniało jej się, że jest małym szczurkiem, że przecież to jest obce miejsce, obcy ludzie, obcy stół (!), a ja ją ciągnę za sobą... Nie, lepiej wrócić do kółka. Ale z tyłu za kółkiem już nie ma rączek ludziowych i ojoj, co teraz? Bezradny szczurek. Cóż - przekręciłam przeszkodę na słuszną stronę. Poszła za ręką dalej. Kładka. Ale po co na to wchodzić. Proszę Ludzia, myślę, że bokiem będzie szybciej i przynajmniej bezpiecznie. No skoro nalegasz i nie dajesz przejść bokiem, niech Ci będzie. Hopka. Łatwe. Palisada. Łatwe. Dajemy radę. Co dalej? Kolejna jakby kładka. Tap, tap, tap gołymi stopami po stole, wchodzi na kładkę, już prawie schodzi... kładka się przechyla i uderza lekko o stół. Straszno. Nie pójdzie. Nie tyle przestraszyła się faktu, że huśtawka się przechyla (który szczur by się bał...?), ile odgłosu, który wydaje, uderzając lekko o stół. Trochę się nazachęcałam, pomocą posłużył miły pan, który nam podłożył rękę w miejsce uderzenia, by nic już Chidori nie zestresowało. Namówiona przeszła, dostała się na rączki, została wymiąchana w uszy i poszła odpocząć do hamaczka w diunie. Jak na pierwszy raz w życiu, bez jakichkolwiek ćwiczeń w domu, poradziła sobie naprawdę dobrze, mimo iż sytuacja taka ma prawo być dla szczura mocno stresująca. Dla mnie to dobrze - mam zwierzaka, który jest dość opanowany, by nie wpadać w panikę i pamiętać, że jestem obok, i który ufa mi na tyle, że jest w stanie z moją pomocą pokonać swój lęk.

Chidori pokonuje złowrogą huśtawkę. Z lewej ręka miłego pana spieszy na pomoc.

Obawy?

Pierwsza rzecz, która mnie przy agility niepokoiła, to wizja tego, że kolejne szczury będą biegać po niezdezynfekowanym torze. Obawy zniknęły - po każdym szczurzym występie zarówno stół, jak i przeszkody były dezynfekowane.

Dowód!

Drugą taką sprawą była obecność ludzi. Starali się trzymać dystans, nikt się o stół nie opierał, ale jednak to dość bliska obecność wielu obcych osób nad szczurem stojącym na obcym stole, mającym do pokonania obce przeszkody. Tego chyba się nie przeskoczy, bo widzowie będą zawsze i być muszą.
Trzecia rzecz: sam szczur. Ucieczka ze stołu w panice mogłaby być niebezpieczna. Stąd wybór Chidori, ogólnie niebojaźliwej, a nie zestresowanej nową sytuacją, temperamentnej Fraszki.

Czy agility przyjęłoby się w Polsce?

Trudno powiedzieć. Z jednej strony pewnie większość ze mną się zgodzi, że jest to fajna forma spędzania czasu ze szczurem (tu pojedynczym - trudno uczyć dwa i więcej na raz, skoro szczura za chęć pracy i jej prawidłowe wykonywanie trzeba nagradzać). Rzecz w tym, że wiele osób zgodzi się także, że super jest uczyć szczury sztuczek, a prawda jest taka, że nawet jak ktoś chwali się uczeniem czegokolwiek swojego szczura, to zwykle ta edukacja kończy się na obrotach. Brakuje pomysłów? Czy może zniechęcamy się tym, że do szczura trzeba podejść o wiele delikatniej niż do psa, a i tak to od niego wiele zależy, czy będzie chciał się uczyć i zwracać na nas uwagę? Plus będą istnieć osobniki, do których dotarcie będzie trudniejsze niż do innych. Dla ogona, który miałby "coś" robić (sztuczki wyższego poziomu niż obrót, agility) opiekun powinien być równie atrakcyjny co buszowanie w koszu na śmieci. Trudno to wypracować wielu osobom u psów, gdzie na temat pracy z psem napisano już całe góry książek. Przy szczurach "psie" podejście się przydaje. No chyba, że komuś po drodze z metodami amerykańskiego gwiazdora, tymi telewizyjnymi zwłaszcza - w tej wersji opera nie przejdzie.
Ogólnie rzecz biorąc, lubimy - jako ta grupa narodu, co się ogonami zajmuje - szczury mieć, podziwiać, kochać, ale nie z nimi coś robić. 
Druga rzecz to popularyzacja takiej formy pracy ze zwierzakiem. W Polsce kochamy szczury, zależy nam na ich dobru. Bardziej liberalna tudzież po prostu mniej świadoma część polskiego środowiska wychodzi z założenia, że trzymamy je pod kloszem, jesteśmy przesadnie opiekuńczy. Większość Polaków, mam wrażenie, boi się wystaw i to nie tyle chyba samych w sobie, co wizji podróży, na ogół dalekiej. Co tu mówić o ustawieniu stołu podczas wystawy tak, by zwiedzający mieli dostęp do swobodnego przyglądania się zmaganiom szczurzo-ludzkich duetów? Ile osób krzyknęłoby (i krzyknie, jak nie tu pod notką, to gdzieś na fejsbukach pod tą notką, o ile ktoś ją udostępni), że to niepotrzebny stres i narażanie, i w ogóle hipokryzja, bo spacerom mówimy "nie", ale wystawom i pokazom agi "tak"?

Nie musimy robić pokazów, ale na pewno chciałabym Was zachęcić do pracy ze szczurem. Czy to agility, czy sztuczki, bo to potrafi pogłębić więź z opiekunem bardziej niż samo głaskanie, tulanie i spędzanie czasu na wybiegu. Chyba coś o tym wiem; przypadkowo mycha, z którą miałam najlepszą więź i która jest moją osobistą legendą, była najbardziej "uczonym" z moich szczurów. Nie, żeby umiała wiele i nie wiadomo co. Ot - przywołanie, oklepany obrót, podawała mi rączkę... i robiła takie maleńkie, bardzo biedne agility.
Film nakręcony ziemniakiem w złych warunkach oświetleniowych. Niemniej coś tam widać, to wrzucam.
Kalina na filmiku miała 2 lata i 5 miesięcy, filmik był kręcony raczej wkrótce po opanowaniu przez nią tego. Jak widać, wiek nie musi grać żadnej roli. Byle szczur był sprawny i chciał z nami coś robić.
Też nie jestem święta. Może pora wziąć się do roboty? :)



*źródełko: http://www.czkp.cz/ja-potkan/potkani-agility/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz