piątek, 10 listopada 2017

Szlachetne zdrowie cz. II. Typowe problemy

 UWAGA!
 
Poniższa notka jest kolejną częścią z cyklu Szlachetne zdrowie, dotyczącą zdrowia szczurów. Jako jego autorka zaznaczam, że nie jestem weterynarzem ani też wpisy z tego cyklu nie mają być ściągą do samodzielnego bądź internetowego diagnozowania. Notka powstała w oparciu o doświadczenia własne oraz wieloletnich opiekunów szczurów. 
Szczura i każde inne zwierzę wykazujące niepokojące objawy, mogące w opinii opiekuna świadczyć o chorobie, należy pokazać weterynarzowi, najlepiej specjalizującemu się w leczeniu danego gatunku.
 
 
Kiedy patrzę na moje doświadczenia z moimi szczurami, przypominam sobie ich objawy, drogę leczenia, wyniki sekcji, a także wiem o przypadkach wśród moich znajomych i nie tylko, odnoszę wrażenie, że szczury mogą chyba zachorować na wszystko, na co tylko da się zachorować. Są jednak pewne problemy, które zdarzają się częściej niż inne i z tymi postaram się na miarę moich możliwości Was zapoznać. Nie będę Wam oczywiście pisać, czy to to jest bakteryjne, a to to jest wirusowe, a dokładnie bierze się z tego, że z tkanką dzieje się to i tamto pod wpływem stężenia cukru, chemitrailsów czy innego diabła. Piszę z mojego "chłopskiego" doświadczenia; o szczegóły, dokładne procesy, przyczyny itd. odsyłam do panów i pań doktor ;) 

Mała uwaga: nie podaję typowych objawów chorobowych jak zmrużone oczy, nastroszona sierść czy wypływ poryfiryny. One pojawiają się praktycznie zawsze, może z wyjątkiem przeziębień i są sygnałem, że dzieje się coś niedobrego - czy to zapalenie płuc, czy guz przysadki, czy problemy z sercem. I tak, wiążą się z cierpieniem. Często dużym.

Przeziębienia
Jak na szczury stosunkowo "drobny" problem, ale zdecydowanie nie warto go lekceważyć, bo ignorowany może przejść do zapalenia górnych i (lub) dolnych dróg oddechowych. Szczur kicha i nie są to pojedyncze kichnięcia od wielkiego dzwonu, "gada", wydając z siebie różne dziwne dźwięki (chrumkanie, gruchanie itp.). Na ogół poryfiryni, zwłaszcza z nosa. Co robić z przeziębieniem? Na wszelki wypadek sprawdź, czy klatka jednak nie stoi w przeciągu. Kolejna rzecz to wyprawa do weterynarza, który oceni, na ile mamy poważny problem, czy wciąż to na pewno tylko przeziębienie, czy już problem zszedł niżej. Przeziębienie zwykle łatwo się leczy, wspomagając się domowymi sposobami  (np. inhalacje*) i suplementami na odporność (np. beta glukan). Dla tych, którzy już zatarli rączki na informację o łatwym leczeniu i pomyśleli, że załatwią sprawę samym beta glukanem przypominam, że nie są raczej w stanie ocenić, czy to ciągle tylko przeziębienie, czy jednak już coś dzieje się w górnych drogach oddechowych. Lepiej iść do weta i dowiedzieć się, że inhalacja i coś na odporność wystarczy, niż potem szarpać się tygodniami z antybiotykiem i zapaleniem płuc, narażając zwierzaka.
*Weterynarze z Ogonka przygotowali fajną notkę o tym, w jaki sposób przygotowujemy i przeprowadzamy inhalację: KLIK! Sama z niego niejednokrotnie korzystałam :) 

Zapalenia górnych i dolnych dróg oddechowych
O ile przeziębienia bez antybiotyku przejść mogą, o tyle zapalenia górnych czy dolnych dróg oddechowych już nie. Jak rozpoznać, że szczur może mieć z tym problem? Przy pomocy weterynarza. Zapalenia dróg oddechowych, w tym płuc, nieleczone lub "agresywne" zostawiają niejednokrotnie ślady w organizmie szczura - wiedzą o tym ci, którzy niejednokrotnie robili szczurowi po takim schorzeniu rtg lub pośmiertnie sekcję. Widać tzw. "zrosty" na płucach. Bywa, że szczur mający właśnie poważne problemy z płucami zachowuje się jak szczur z objawami neurologicznymi! Nieprawdopodobne? Będzie o tym jeszcze przy okazji guzów przysadki.

Nowotwory
Na tę zmorę mocnych nie ma. Poza weterynarzem, a i to nie zawsze. Rodzajów nowotworów jest cała masa. Gruczolaki, mięsaki, kostniako-mięsaki, chłoniaki...
Co robić z tym świństwem? Nie ma rady, trzeba go usunąć. Oczywiście jeśli się da. Gruczolaki od biedy można niby próbować zatrzymać lekami, czasem się to nawet udaje. Mi, jak na razie, nie było dane zaznać tego szczęścia w szczególnie widoczny sposób.
Nie jestem niestety, jako nie-wet, w stanie opisać każdego typu nowotworu. Z doświadczenia mogę powiedzieć tylko tyle, że nie zawsze to, co wydaje się łatwe do usunięcia takie jest i nie zawsze to, co w naszych oczach wydaje na szczura wyrok, ten wyrok wydaje. Przykład z mojego stada: Oleńka. Ta syjamska malizna (238g to jej życiowy sukces) w wieku roku i paru miesięcy (nawet nie półtora roku) wyhodowała sobie guza na nodze. Niedużego, ale twardego. Moja pierwsza myśl - guz na nodze, twardy, jakby od kości. Złośliwość 100%. Weterynarzowi udało się guza wyłuszczyć, posłać na histopatologię. Małe ryzyko złośliwości. Zdziwienie, ale i mega ulga. Miesiąc później guz jednak odrósł - może coś po wyłuszczeniu zostało. Decydujemy się ciąć nogę. Oleńka, która wtedy w moich oczach miała w wieku roku z hakiem na nodze "wyrok" w postaci "kostniako-mięsaka" (nie potwierdzonego przez badanie histopatologiczne) dożyła 2 lat i 9 miesięcy, łapiąc się na SHSRowską listę trzylatków, nie mając już nigdy problemów z nowotworem.
Podsumowując: nawet jeśli wydaje nam się, że coś nie ma sensu, że coś jest "wyrokiem", warto zaryzykować. Warto wyciąć guza zawsze, gdy nasz weterynarz widzi tu szansę, bo na przykład guz nie jest zbyt niebezpiecznie umiejscowiony. Nie widzi? Skonsultować się z innym, na wszelki wypadek. Dla samych siebie i dla szczura.
Przy okazji weterynarza: weterynarz nie jest w stanie ocenić rodzaju i złośliwości guza. Ba! Czasem nie jest w stanie ocenić, czy to w ogóle jest nowotwór. Od tego są badania histopatologiczne. Oczywiście, ma doświadczenie, niejedno pewnie widział, ale pewność - niestety - daje tylko histo. Dwa przykłady. We wrześniu '16 usuwaliśmy Pecetowi guza z okolic odbytu. Zdaniem chirurga bardzo brzydki, polecił nam jak najszybciej posłać go na histopatologię - mnie zachęcać do tego nie trzeba. Histopatolog guza zbadał i... brzydki guz był zwykłym, łagodnym gruczolakiem. Znam też przypadek szczura, który miał dziwny twór w oczodole wykryty na sekcji - wet (doświadczony, żeby nie było) był pewien, że to zmiana nowotworowa. Co na to histopatologia, zobaczcie sami:
 

Ropnie
Zmiana wypełniona ropą, często wygląda jak nowotwór. Potrafi wyrosnąć w kilka godzin, po operacjach, po ugryzieniach, innych wypadkach, czasem po chorobie. Mogą mieć również podłoże nowotworowe. Wygląda jak guz, jednak na ogół (co nie znaczy "zawsze"!) jest miękka i bolesna. Często lokuje się w uszach, dlatego warto je badać. Najgorzej, jeśli pojawi się wewnątrz szczura i nawet o niej nie wiemy. Co trzeba z tym zrobić? No wiadomo, trzeba się takiego dziada pozbyć, zanim sam się siebie pozbędzie ze szkodą dla szczura. Czyli człowiek w bieli z lek. wet. przed nazwiskiem must be. Nakłuje ropnia, wyczyści, poda stosowny antybiotyk i zleci pewnie jeszcze podawać go w domu. Bywają uciążliwe, bo zdarza się, że trzeba je czyścić codziennie, a skoro są bolesne, trudno o współpracę ze strony szczura. Nie zawsze chcą się ładnie goić. Bywa, że ropnie pękają, wtedy zostaje je tylko oczyścić. Gorzej, jeżeli były duże i pękły do środka. W skrajnych sytuacjach potrafią nawracać i bardzo głęboko penetrować, doprowadzając do śmierci lub konieczności poddania szczura eutanazji. Zwykle najbardziej problematyczne są w okolicach trzewioczaszki, uszu i dróg rodnych (cewka, napletek itd.).

Krwiaki 
Podobne do ropni, z tym, że zamiast ropy w środku jest krew. Zwykle są ciemne, fioletowe, raczej miękkie. Bywa, że osłabiają szczura, jeżeli są duże (miałam taki przypadek u siebie). Jak odróżnić krwiak od ropnia? Tradycyjnie pomoże człowiek zwany wetem ;) 

Pododermatitis 
Zaczerwieniony odcisk na stopach. Jego przyczyn upatruje się zwykle w prętowych półkach, nadwadze, braku higieny. Do niedawna byłam pewna, że rozwija się powoli, ale Husaria nauczyła mnie, że ze zwykłego odcisku do ropiejąco-krwawiącej rany, mimo leczenia, potrafi przejść i w dwa miesiące. Leczenie na ogół jest trudne i uciążliwe. W skrajnych sytuacjach może doprowadzić nawet do konieczności amputacji łapki. U nas taka konieczność zaszła.

  

Zapalenie ucha, ucha środkowego, mózgu
Sygnalizowane są przez takie objawy jak trzepanie łebkiem i przechylanie łebka na jedną stronę, często mylone z guzem przysadki, wylewem. Ciężkie, ale nie niemożliwe do wyleczenia. Z tego względu wizytą u weterynarza nie wolno zwlekać. Poniżej dwa filmiki.
Burton - dzieje się coś neurologicznego. Widać przechyloną głowę, powolniejsze chodzenie, takie dreptanie bardziej, niezborność ruchów. Jak najbardziej mogłoby to być zapalenie ucha w początkowym stadium. Burton jest mylącym przykładem - finalnie uszy były czyste, natomiast owe neurologiczne problemy były efektem przerzutu nowotworu, na który cierpiał, do mózgu.
Krówka - zaawansowane zap. ucha środkowego. Jest nieznacznie przekrzywiona głowa (szczur może ją przechylać tak, a może dużo mocniej), pozornie niby nic się nie dzieje poza tym - ot, szczur sobie stoi. Rzecz w tym, że Krówka - która była moim szczurem - była prawdziwym żywym srebrem i nie usiedziała w miejscu, świat to było dla niej mało. Burton zresztą też nie zaliczał się do szczurów preferujących "wyleż" zamiast wybiegu. To nagranie jest z ostatniego dnia życia Krówki. Po paru godzinach jej stan się pogorszył na tyle, że nie było już nadziei. Jako ciekawostkę powiem, że Krówka była leczona na długo przez złapaniem zapalenia ucha na guza przysadki mózgowej, dostawała Bromergon i czuła się a nim dobrze. Objawy zapalenia ucha wyglądały jednak początkowo tak, że byliśmy pewni, że to atakuje mocniej przysadka. Dopiero gdy pojawił się smród ropy z ucha dotarło do nas, że to mogą być przecież uszy. Weszliśmy oczywiście z antybiotykami. Niestety, o te parę dni za późno. Uważajcie.

Wylew
Hinata po wylewie.
Dwie wersje tego problemu. Pierwsza: śmierć na miejscu. Druga: szczur z ewidentnymi problemami neurologicznymi, ma niezborne ruchy, przelewa się przez ręce, nie wie, co się z nim dzieje. Może być częściowo (albo całkiem) sparaliżowany. Wylew może być mylony z zapaleniem ucha, mózgu lub, chyba najczęściej ostatnio, guzem przysadki - odpowiedź, niestety, daje dopiero sekcja.
Po prawej wrzuciłam zdjęcie Hinaty po wylewie, jednej z dwóch moich pierwszych dziewczynek. Hinata została znaleziona przeze mnie podczas wyciągania szczurów na wybieg. Była nieobecna kompletnie, nie wiedziała, co się dzieje, przewracała się, obracała wręcz wokół własnej osi. Nie mogła normalnie jeść, bo miała sparaliżowaną część pyszczka. Nie mogła zamknąć oka po tej stronie, więc doszło nam nawilżanie go. Weterynarz przedłużył jej życie o trzy tygodnie. Pod koniec zaczęła mieć problemy z oddychaniem, łapała powietrze pyszczkiem. Odeszła, dusząc się na moich kolanach, kiedy czekałam na transport do weta, by pomóc jej odejść. Tu mój apel: jeśli widzicie, że Wasz szczur łapie powietrze pyszczkiem i steryd nic nie pomaga - nie liczcie na to, że nastąpi ozdrowienie. Mi tylko raz i dużo później udało się wyratować z podobnego stanu Husarię (stan wywołany czym innym, nie wylewem). Pożegnajcie tego zwierzaka, nie pozwólcie mu się udusić. Nie życzę Wam szoku, w jakim chodziłam przez następne dni ani tym bardziej nie chcę, by jakikolwiek szczur musiał przeżyć to, co musiała Hinata przez mój brak doświadczenia.

Ropomacicze i krwiomacicze
Żeby takich problemów uniknąć, najlepiej samiczkę wykastrować. Objawiają się wyciekiem ropy lub krwi z dróg rodnych. Ropa nie musi być od razu żółta lub zielonkawa i śmierdząca; czasami wypływ może mieć białawy lub lekko żółtawy kolor i nie śmierdzi. Do czasu. Bywa, że problemem nie jest ropa zbierająca się w macicy, ale np. stan zapalny pochwy. Jak to odróżnić? Nie da się - więc tuptamy do weta. Zarówno ropomacicze jak i krwiomacicze może również oznaczać guza w drogach rodnych, więc to jest objaw, którego nigdy nie lekceważymy!

Problemy kardiologiczne, krążeniowe
Męczenie się po wysiłku, ciężkie oddychanie mimo zdrowych dróg oddechowych, nietrzymanie temperatury, nieprawidłowa praca serca słyszalna stetoskopem, powiększone serce na zdjęciu rentgenowskim, wreszcie badanie echo wykazuje problemy. Serce może nie domagać z różnych powodów. Może to być skutek ciężkiego zapalenia płuc (lub częstych zapaleń płuc), może to być kardiomiopatia rozstrzeniowa (ściany serca stają się coraz cieńsze) lub przerostowa (odwrotnie - ściany robią się coraz grubsze). Dwukrotnie przerobiłam nagły zgon szczurów z kardiomiopatią rozstrzeniową. Na sekcji schorzenie potwierdzone, oprócz tego skrzepy w naczyniach krwionośnych, które spowodowały zator i w konsekwencji nagłą, dosyć gwałtowną śmierć.
Jak mówi moja znajoma - chore serce to wyrok z odroczonym wykonaniem. Na pocieszenie  istnieją wyjątki potwierdzające regułę. Yankes of Anahata - rekordzista wiekowy z SHSRP - miał zdiagnozowane problemy sercowe w bardzo młodym wieku. Miał pożyć 1,5 roku, a zabrakło mu 2 tygodni do skończenia równych 4 lat. I nie odszedł z powodu chorego serca, mimo iż większość życia spędził na lekach nasercowych.

Problemy z jelitami, megacolon
Nie pojawia się może zbyt często, ale jest dosyć problematyczne w leczeniu, więc uczulę i na to. Jeżeli brzuch Waszego ogonka rośnie i zaczyna być twardy, szczur zaczyna wyglądać jak w ciąży (a ciąża nie wchodzi w grę), koniecznie biegnijcie z nim do weterynarza bez czekania, aż mu przejdzie. Jak się to leczy - nie wiem. Mimo pomocy "moich" weterynarzy jeszcze nie miałam przyjemności wyleczyć z tego szczura. Wiem, że to może być skutkiem zatrucia organizmu. Na rtg mogą wyjść zgazowane jelita, mogą być problemy z oddawaniem kału. Z podobnymi objawami wiąże się megacolon, który może być dziedziczny. Może też się zdarzyć, że szczur nam się "zatka" z powodu jakiegoś nowotworu w jelitach...  

Taka dobra pseudohodowla



Tematy hodowli i "hodowli" miały być później, po zdrowiu itp., ale uważam, że pewne teksty lepiej, jeśli powstają wcześniej. Zwłaszcza, że sytuacja ciągle jest kiepska nie tylko w środowisku szczurzym. Jaka sytuacja? Z hodowlami właśnie, a konkretnie ze świadomością na ten temat. Ludzie nie mają pojęcia, czym to się naprawdę od siebie różni. Mają swoje wyobrażenia, często błędne, a najczęściej wygodne i potem są cyrki z pieskiem, co to, panie, 6 stów za niego dałem, a on się przekręcił po 2 tygodniach i takie to te hodowle wszystkie siebie warte są. Panie.

A guzik prawda. I o tym tu będzie. Ponieważ jestem hodowcą, a niektórzy mają problem z uświadomieniem sobie, że hodowca nie patrzy na wszystkich innych pod kątem konkurencji, osoby te uprzejmie proszę o wyłączenie tej notki albo o zmianę sposobu myślenia o ludziach.

Mój leniwie pisany blog jest o szczurach, jednak ten temat przelewa się i na inne środowiska. Najbardziej widoczne jest to w psim światku, bo wiadomo: każdy chce mieć rasowego psa. Rasowy pies niektórym wyznacza status społeczny, nie tak mocno jak samochód i telewizor, no ale trochę tak. Janusz ma, hohoho, volkswagena, a jego Grażyna, łohohoho, rasowego (try to not laugh) yorka. Dlatego przykłady będą szczuropsie, bo kynologię kocham i zasadniczo całe życie marzyłam o tym, by mieć hodowlę psów, a nie szczurów. Życie robi ze mną, co chce ;)

Zasadniczo, mogłabym pisać długo. Myślę jednak, że lepiej będzie, jak nad wyobrażeniami i konkretnymi modelami wypowiedzi popastwię się w osobnym poście. Tu niech będzie w miarę merytorycznie.

Hodowla ma na celu poprawę, doskonalenie gatunku, odmiany bądź rasy. To jest hodowla. Amen. 

Od lewej: Rota, jej córka i wnuczka - córka córki. Zwróć uwagę na selfa i kolor.


Ludzie lubią system zero-jeden, czarne-białe. Jest wygodny. Tylko jak w tym świecie pełnym najróżniejszych barw postawić kreskę odcinającą jedno od drugiego? Zwykle wygląda to tak, że pseuduch to ten, kto trzyma zwierzęta w gnoju, ma tych zwierząt milion, bije je i jest nastawiony wyłącznie na zysk. Ogólnie jest niedobry. Tymczasem wychodziłoby – patrząc na to, czym naprawdę jest hodowla – że pseudohodowla ma wiele twarzy. Od tej podłej cwanego kmiota, który sobie zwęszył łatwy zysk na rozmnażaniu na potęgę i wykopywaniu na ulicę niepotrzebnych już w „hodowli” psów (szczurów) po uroczą, uśmiechniętą twarz pani patrzącej na swoje zadbane pieski (szczurki) z miłością. Tak, można dbać o swoje zwierzęta i być pseudohodowcą. Jeśli taka pani chce rozmnożyć swoją Zuzię „dla zdrowia” lub dlatego, że Zuzia jest w jej subiektywnej opinii (i może paru krewnych lub miłych sąsiadów) wyjątkowa i urocza, to ta pani, będąc być może najporządniejszym człowiekiem pod słońcem w każdej innej kwestii, zostaje pseudohodowcą. Hodowla to nie tylko posiadane zwierzęta. Można mieć nawet rodowodowe, fajne psy/szczury i paprać nimi sprawę. Potrzebna jest wiedza. Ogrom wiedzy. Wiedza, której ma się sporo, a i tak czasem jej brakuje w pewnych momentach.

Nie dziwcie się więc, że na Waszą pisaninę pt. poza polecanymi hodowlami (szczury)/poza ZKwP (psy) są też dobre hodowle!!!!1 ludzie siedzący choć trochę w temacie dostają piany. To jest tak:
skończyłeś architekturę na dobrej politechnice. Odbyłeś praktyki, byłeś pracowity, więc udało Ci się jeszcze na ostatnim roku czy dwóch trochę popracować w wymarzonym zawodzie. Wiesz, co i jak, masz uprawnienia. Jesteś przygotowany, chcesz mieć własną działalność, zakładasz sobie firmę. I w budynku obok pojawia się kretyn, co poczytał o architekturze na Wikipedii i on się interesuje tym od dawna, studia to o niczym nie świadczą, on sie zno i widać, że to lubi, i jakie piękne, fikuśne domy on rysuje, i heloł.

Odradzasz jego usługi? Dla dobra ludzi, żeby kiedyś się nad nimi chałupa nie zawaliła? Ty wstrętny hejterze, chcesz zniszczyć konkurencję! No przecież na pewno mogą być dobrzy architekci bez odpowiednich studiów!

Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś naprawdę kocha zwierzęta i naprawdę chce hodować odpowiedzialnie, nie będzie się fochał na „biurokrację" (standardowa odpowiedź na pytanie "Dlaczego nie SHSRP?" w szczurach) i zabierze się do tego jak należy. Kupi odpowiednie zwierzęta, postara się zdobyć jak największą wiedzę, w przypadku psów będzie jeździł na wystawy (i u szczurów polecam, choć wystaw mamy malutko). Hodowcami powinni być pasjonaci, którzy za swoją pasję dadzą wszystko i niemal wszystko o niej wiedzą, a nie normiki, co to sobie nagle wymyślą i jak pomyślą, tak zrobią. Jak odróżnić normika od pasjonata? Pozwól mu opowiadać o tym, co hoduje - odmianie i gatunku lub rasie. Jeśli nie ma za dużo do powiedzenia albo przeciwnie: leje wodę, jednocześnie waląc ogólnikami lub to, co mówi, nie trzyma się kupy, lepiej daj sobie spokój. Uwaga na osoby, które we wszystkim przytakują i niczego nie wymagają.

Reasumując: to, że w miejscu, w którym kupiłeś lub chcesz kupić swojego szczurka lub pieska nie ma gnoju w klatkach (kojcach), żadne zwierzę nie jest wychudzone i wyliniałe, do tego każde ma imię, a nawet paprotka nazywa się Boguś, nie musi jeszcze znaczyć, że masz do czynienia z hodowlą. Fakt, że hodowla jest zarejestrowana, także o niczym jeszcze nie świadczy, zwłaszcza w dobie postyczniówek (psy, koty) i rejestrowania się na cwaniaka w zagranicznych stowarzyszeniach, które realnie nad hodowcą w Polsce nie mają żadnej kontroli (szczury).

Mam nadzieję, że wątpliwości od teraz będzie już dużo mniej, czy to mówimy o hodowli szczurów, czy o hodowli psów, czy innych zwierząt, których hodowla rządzi się podobnymi prawami.

Czy z tego papisia wyrośnie gończy polski?
Owszem i nikt nie miał co do tego wątpliwości. (Hodowla zrzeszona w ZKwP - mój osobisty Dante na tej i poprzedniej fotce).
A z tego?

Na koniec jeszcze jedno. Jeżeli interesuje Was pies określonej rasy, a nie chcecie lub nie możecie wydać na jego zakup ogromnej kwoty, wcale nie musicie chodzić po „hodowlach” oferujących Wam psiaka za 600 zł. Możecie ciągle szukać dobrej hodowli, która np. będzie miała szczenię z wadą dyskwalifikującą (przodozgryz, niewzorcowy kolor oka itd.) albo na warunek hodowlany. Możecie poszukać takiego psa do adopcji. Możecie wreszcie zastanowić się jeszcze raz, dlaczego chcecie psa danej rasy i czy Wasz nowy domownik musi być rasowy - czy zwykły kundelek z adopcji będzie dla Was gorszym wyborem? Ze szczurem trochę trudniej, bo jednak zdecydowana większość szczurków szukających domku jest odmian „pospolitych”, ale bez przesady, nikt po adopcjach saffronów ani sabli nie szuka ;) Zwłaszcza, odkąd pseudo poszły mocno w kierunku syjamów i martenów, stosunkowo łatwo o takie szczury do adopcji.

Czy mimo wszystko możecie iść do pseudohodowcy? Pewnie*. Przecież nikt Was za to nie zaaresztuje. Miejcie tylko świadomość, do kogo idziecie i nie mydlcie potem oczu innym, że hodowca, który poświęcił dużo czasu na naukę i wciąż się dokształca, jeździ na wystawy, robi badania, w przypadku wielu ras psów próby pracy itd., dobiera uważnie rodziców miotu nie różni się niczym od człowieka, który po prostu lubi szczurki lub pieski i je sobie rzadziej lub częściej mnoży.

Ładne fotki może zrobić każdy. Wszystkie małe szczurki i szczeniaczki są słodkie. Hodowca może robić badziewne jakościowo fotki i słabo umieć w PR - ale chyba nie przychodzisz do niego po piękne zdjęcia?



*pozdrawiam osoby, które będą od teraz klepać, że laska z Husarskich Skrzydeł powiedziała, że można z pseudohodowli C:  

PS. Nie szukajcie hodowli z bannerka u góry. Rodzicami miotu Z9 są dwa samce. Moich znajomych :P 

piątek, 3 listopada 2017

Agility?

Zatrąbiłyśmy jakiś czas temu na fanpeju Husarskich, że wróciłyśmy żywe, całe i zdrowe, zza 7 albo i więcej gór i lasów. Od nas kawałek do Czech jednak jest, ale nie można było zmarnować okazji i nie pojechać na wystawę Potkan w Praze (23.09.2017).
Czy było warto spędzić pół doby (a w przypadki Oli więcej niż pół) w samochodzie? Warto. Ilość rzeczy, które dane było nam zaobserwować, różnic pomiędzy wystawą polską a czeską jest spora. Przykład? Ano... u nas agility było i na razie wciąż jest nie do pomyślenia.
Przeglądając zdjęcia z wystaw rosyjskich (ile by człowiek dał, by do Rosji pojechać... każdy pretekst jest dobry) bardzo sceptycznie podchodziłam do tego pomysłu. Bo stres, bo czy szczur pójdzie (zwłaszcza tak z marszu), bo pełno ludzi, bo co z zarazkami itp. No głupie te zagraniczniki, potem epidemie i płacz, że szczury chore. Polska lepsza, się wie.
Zgłaszam się na te Czechy.
Co ja pacze: szczurze agility.
No dobra. Pojadę, zobaczę.

Psy a szczury
 
Psy przetarły szlak szczurom, a z kolei psom szlak przetarły konie. Na fotce Danciszek podczas treningu.
Sam pomysł agility wziął się ze sportu kynologicznego o tej samej nazwie. Ma swoje korzenie w Szwecji, od 1996 roku aktywnie zajmować się nim zaczęły panie Gerodean Elleby i Eva Johansson. Od tamtego czasu popularność szczurzego agi w Szwecji wzrastała, pojawiało się coraz więcej chętnych do uprawiania tego sportu (?), z czasem stał się on częścią tamtejszych wystaw Swedish Rat Society*.
Czym różni się to, co widziałam na filmikach na YT i w Czechach od psiego agility?
Nie spocisz się przy nim raczej, bo jako przewodnik jesteś na tyle duży lub duża, że nie musisz biegać. Szczura prowadzimy ręką, zachęcając go, by za nią szedł i pokonywał kolejne przeszkody. Nie są trudne. Największym problemem jest tu szczurzy pomyślunek, który podpowiada małej, ważniejszej części naszego teamu, że nie ma sensu łazić po jakiejś kładce, skoro można przejść obok. Jeśli któryś z Twoich ogonów jest proludzki i podąża za Twoją ręką chętnie, to już macie szanse. Zasada jest taka, że nie wolno prowadzić na smaka - szczur ma iść za Tobą, bo tak Ci ufa i tak Cię lubi, a nie za smakiem. Na tym polega sztuka :)



Druga rzecz: sposób ustawienia przeszkód. Wszystkie następują jedna po drugiej. Wszystko jest oczywiste. W psim agi przeszkody są "porozrzucane" po torze i nie leci się jedna po drugiej tak jak są najbliżej. Często trzeba się nabiegać albo wysłać do przeszkody psa. Trochę mi tego brakuje, bo szczur jest zwierzęciem bardzo inteligentnym, moim zdaniem bardziej niż pies i przy odpowiedniej motywacji i wypracowaniu fajnego kontaktu można byłoby porobić coś więcej niż tylko trzaskać kółka na przeszkodach ułożonych na okręgu albo tor w obie strony po linii prostej. Pewnie, nie czepiam się czeskiej wystawy pod tym względem - przy układzie "jedna po drugiej" mogłam sama wystartować i przejść cały tor po upewnieniu się, że memu zwierzątku nic nie grozi w związku z wzięciem udziału w tej rozrywce, mimo iż nie ćwiczyłam ze szczurami agi od 2013 roku.
Natomiast i tu, i tu liczy się czas oraz zaliczenie wszystkich przeszkód.

Chidori

Chidori to taki mój piękny i kochany beton. Pójdzie za ręką, ale jest bardzo spokojna i zrównoważona, nie będzie marnować energii nie widząc w tym celu. Jako drugą kandydatkę do "biegu" rozważałam Fraszkę. Fraszka jest młodziutka, temperamentna, za ręką biega ładnie, do tego jest dość drobna, przez to szybka jak strzała - taki szczurzy whippet trochę. Idealna. Niestety, Fraszka na wystawę pojechała po raz pierwszy i zjadł dziewczynę stres już w diunie. Podejrzewam, że gdyby mogły być wszystkie w jednej diunie, to byłoby lepiej, bo udzieliłby się jej spokój doświadczonej i zawsze opanowanej Chidori, ale niestety Czesi mają swoje przepisy i na diunę mogą przypaść tylko 4 szczury. Ode mnie pojechało 5 i trzeba było je rozdzielić na 3+2. Trudno.
I tak miałam tylko spróbować.
Chi za ręką ruszyła ładnie i bez zbyt długiego zastanawiania się, co ona na tym stole robi i co to za ludzie dookoła ;) Pierwszą przeszkodę - kółko - pokonała bardzo ładnie, zeszła i ruszyła dalej... I tu przypomniało jej się, że jest małym szczurkiem, że przecież to jest obce miejsce, obcy ludzie, obcy stół (!), a ja ją ciągnę za sobą... Nie, lepiej wrócić do kółka. Ale z tyłu za kółkiem już nie ma rączek ludziowych i ojoj, co teraz? Bezradny szczurek. Cóż - przekręciłam przeszkodę na słuszną stronę. Poszła za ręką dalej. Kładka. Ale po co na to wchodzić. Proszę Ludzia, myślę, że bokiem będzie szybciej i przynajmniej bezpiecznie. No skoro nalegasz i nie dajesz przejść bokiem, niech Ci będzie. Hopka. Łatwe. Palisada. Łatwe. Dajemy radę. Co dalej? Kolejna jakby kładka. Tap, tap, tap gołymi stopami po stole, wchodzi na kładkę, już prawie schodzi... kładka się przechyla i uderza lekko o stół. Straszno. Nie pójdzie. Nie tyle przestraszyła się faktu, że huśtawka się przechyla (który szczur by się bał...?), ile odgłosu, który wydaje, uderzając lekko o stół. Trochę się nazachęcałam, pomocą posłużył miły pan, który nam podłożył rękę w miejsce uderzenia, by nic już Chidori nie zestresowało. Namówiona przeszła, dostała się na rączki, została wymiąchana w uszy i poszła odpocząć do hamaczka w diunie. Jak na pierwszy raz w życiu, bez jakichkolwiek ćwiczeń w domu, poradziła sobie naprawdę dobrze, mimo iż sytuacja taka ma prawo być dla szczura mocno stresująca. Dla mnie to dobrze - mam zwierzaka, który jest dość opanowany, by nie wpadać w panikę i pamiętać, że jestem obok, i który ufa mi na tyle, że jest w stanie z moją pomocą pokonać swój lęk.

Chidori pokonuje złowrogą huśtawkę. Z lewej ręka miłego pana spieszy na pomoc.

Obawy?

Pierwsza rzecz, która mnie przy agility niepokoiła, to wizja tego, że kolejne szczury będą biegać po niezdezynfekowanym torze. Obawy zniknęły - po każdym szczurzym występie zarówno stół, jak i przeszkody były dezynfekowane.

Dowód!

Drugą taką sprawą była obecność ludzi. Starali się trzymać dystans, nikt się o stół nie opierał, ale jednak to dość bliska obecność wielu obcych osób nad szczurem stojącym na obcym stole, mającym do pokonania obce przeszkody. Tego chyba się nie przeskoczy, bo widzowie będą zawsze i być muszą.
Trzecia rzecz: sam szczur. Ucieczka ze stołu w panice mogłaby być niebezpieczna. Stąd wybór Chidori, ogólnie niebojaźliwej, a nie zestresowanej nową sytuacją, temperamentnej Fraszki.

Czy agility przyjęłoby się w Polsce?

Trudno powiedzieć. Z jednej strony pewnie większość ze mną się zgodzi, że jest to fajna forma spędzania czasu ze szczurem (tu pojedynczym - trudno uczyć dwa i więcej na raz, skoro szczura za chęć pracy i jej prawidłowe wykonywanie trzeba nagradzać). Rzecz w tym, że wiele osób zgodzi się także, że super jest uczyć szczury sztuczek, a prawda jest taka, że nawet jak ktoś chwali się uczeniem czegokolwiek swojego szczura, to zwykle ta edukacja kończy się na obrotach. Brakuje pomysłów? Czy może zniechęcamy się tym, że do szczura trzeba podejść o wiele delikatniej niż do psa, a i tak to od niego wiele zależy, czy będzie chciał się uczyć i zwracać na nas uwagę? Plus będą istnieć osobniki, do których dotarcie będzie trudniejsze niż do innych. Dla ogona, który miałby "coś" robić (sztuczki wyższego poziomu niż obrót, agility) opiekun powinien być równie atrakcyjny co buszowanie w koszu na śmieci. Trudno to wypracować wielu osobom u psów, gdzie na temat pracy z psem napisano już całe góry książek. Przy szczurach "psie" podejście się przydaje. No chyba, że komuś po drodze z metodami amerykańskiego gwiazdora, tymi telewizyjnymi zwłaszcza - w tej wersji opera nie przejdzie.
Ogólnie rzecz biorąc, lubimy - jako ta grupa narodu, co się ogonami zajmuje - szczury mieć, podziwiać, kochać, ale nie z nimi coś robić. 
Druga rzecz to popularyzacja takiej formy pracy ze zwierzakiem. W Polsce kochamy szczury, zależy nam na ich dobru. Bardziej liberalna tudzież po prostu mniej świadoma część polskiego środowiska wychodzi z założenia, że trzymamy je pod kloszem, jesteśmy przesadnie opiekuńczy. Większość Polaków, mam wrażenie, boi się wystaw i to nie tyle chyba samych w sobie, co wizji podróży, na ogół dalekiej. Co tu mówić o ustawieniu stołu podczas wystawy tak, by zwiedzający mieli dostęp do swobodnego przyglądania się zmaganiom szczurzo-ludzkich duetów? Ile osób krzyknęłoby (i krzyknie, jak nie tu pod notką, to gdzieś na fejsbukach pod tą notką, o ile ktoś ją udostępni), że to niepotrzebny stres i narażanie, i w ogóle hipokryzja, bo spacerom mówimy "nie", ale wystawom i pokazom agi "tak"?

Nie musimy robić pokazów, ale na pewno chciałabym Was zachęcić do pracy ze szczurem. Czy to agility, czy sztuczki, bo to potrafi pogłębić więź z opiekunem bardziej niż samo głaskanie, tulanie i spędzanie czasu na wybiegu. Chyba coś o tym wiem; przypadkowo mycha, z którą miałam najlepszą więź i która jest moją osobistą legendą, była najbardziej "uczonym" z moich szczurów. Nie, żeby umiała wiele i nie wiadomo co. Ot - przywołanie, oklepany obrót, podawała mi rączkę... i robiła takie maleńkie, bardzo biedne agility.
Film nakręcony ziemniakiem w złych warunkach oświetleniowych. Niemniej coś tam widać, to wrzucam.
Kalina na filmiku miała 2 lata i 5 miesięcy, filmik był kręcony raczej wkrótce po opanowaniu przez nią tego. Jak widać, wiek nie musi grać żadnej roli. Byle szczur był sprawny i chciał z nami coś robić.
Też nie jestem święta. Może pora wziąć się do roboty? :)



*źródełko: http://www.czkp.cz/ja-potkan/potkani-agility/

sobota, 6 sierpnia 2016

Szlachetne zdrowie, cz. I. Objawy choroby


UWAGA! 

Poniższa notka jest pierwszą częścią z cyklu Szlachetne zdrowie, dotyczącą zdrowia szczurów. Jako jego autorka zaznaczam, że nie jestem weterynarzem ani też wpisy z tego cyklu nie mają być ściągą do samodzielnego bądź internetowego diagnozowania. Notka powstała w oparciu o doświadczenia własne oraz wieloletnich opiekunów szczurów.  
Szczura i każde inne zwierzę wykazujące niepokojące objawy, mogące w opinii opiekuna świadczyć o chorobie, należy pokazać weterynarzowi, najlepiej specjalizującemu się w leczeniu danego gatunku. 


Wspominałam już na stronie Zanim weźmiesz szczury o tym, że dobry weterynarz to podstawa i jednocześnie pobożne życzenie szczurarzy. Pora powiedzieć sobie nieco o cieniach posiadania szczurów.

Średnia długość życia tych zwierzaków wynosi około 2 lat. Dzięki poprawiającej się świadomości zarówno opiekunów, jak i weterynarzy oraz coraz lepszej diagnostyce, coraz więcej ogonów żyje dłużej, dożywając 3 lat i więcej.

Niestety, problem ze szczurami polega na tym, że są zwierzątkami delikatnymi, mającymi tendencje do schorzeń. Część z nich udaje się wyeliminować lub zmniejszyć ich skalę w niektórych liniach hodowlanych, większość jednak prędzej czy później zaczyna chorować i kłopotów ze zdrowiem ma sporo. Najczęściej występującymi problemami u szczurów są infekcje dróg oddechowych, choroby serca i różnego rodzaju nowotwory, ale potrafią zapadać na wiele innych chorób. Trudno, byśmy byli w stanie wszystkie zawsze wymienić i rozpoznać, skoro większość z nas weterynarzami nie jest. Ważne, byśmy wiedzieli, jak rozpoznać, że może dziać się coś niedobrego i odpowiednio zareagować.

Najczęstsze objawy choroby: 

A. Wyciek poryfiryny
Poryfiryna. Fot. Ola Brzeska
Poryfiryna to substancja pojawiająca się na ogół w okolicach nosa lub oczu, czasem tu i tu jednocześnie. Przypomina krew. Niewielkie ilości mogą świadczyć o stresie, gorszym samopoczuciu, pojawiają się także przy lekkich przeziębieniach. Duże wycieki poryfiryny, zwłaszcza i z oczu, i z nosa mogą świadczyć o poważnym problemie i lepiej tego nie bagatelizować, tylko zabrać szczurka na badania. (Nawiasem mówiąc, w skrajnych sytuacjach poryfiryny może wypłynąć naprawdę bardzo dużo - jedna z moich samiczek przy silnym ataku guza przysadki miała cały czerwony łebek, jakby wsadziła go do kubełka z farbą).
B. Mrużenie oczu 
Na ogół świadczy o dużym bólu i złym samopoczuciu.
C. Apatia
Szczur staje się nieobecny, "podejrzanie" spokojny, nic go nie interesuje.
D. Brak apetytu
E. Zmniejszona aktywność, pokładanie się
Jeżeli szczur zachowywał się normalnie i nagle zaczął spędzać większość dnia w jednym miejscu lub polegiwać w różnych, nietypowych dla niego miejscach, lepiej pokazać go weterynarzowi i obserwować pod kątem innych objawów chorobowych.
F. Spadek wagi
Na ogół ma związek z brakiem apetytu. Znacznie gorzej, gdy apetyt jest zachowany, a waga mimo to spada.  
G. Stroszenie sierści i jej pogorszony stan
Nastroszona "bez powodu" sierść również jest jednym z pierwszych objawów chorobowych. Bywa, że sierść staje się matowa, lekko szorstka w dotyku.
H. Kichanie
Pojedyncze kichnięcia od czasu do czasu nie powinny nas niepokoić, jeśli nie widać innych objawów. Jeśli jednak szczury zaczynają kichać częściej, należy podjąć odpowiednie kroki, zwłaszcza, gdy kichnięcia odbywają się seriami.  
Guzek
I. Ciężki oddech 
U szczurów przejawia się poprzez tzw. robienie boczkami - widać, jak pracują boki szczura podczas oddychania. Jest to znak, że najprawdopodobniej dzieje się coś z drogami oddechowymi i raczej nie zaczęło się to wczoraj - polecam wizytę u weta jak najszybciej. Im ciężej oddychać, tym mocniej zwierzak robi bokami.
J. Gruchanie, rzężenie itp.
Mówi się, że szczur "gada". Wyraźne, charczące lub gruchające odgłosy, które dobrzeychać.
K. Nagła niechęć do podnoszenia, dotykania
Może świadczyć o bólu.
L. Brzydki, odpychający zapach 
W większości przypadków ma związek z ropą. Może ona znajdować się w uchu, nosku, pyszczku...
Ł. Słabnące łapki  
Naturalne u starszych szczurów, ale jeśli nasz ogon nie jest taki stary lub łapki słabną "z dnia na dzień", w szybkim tempie, coś może być na rzeczy.
M. Trzepanie łebkiem, przechylanie głowy na jedną stronę 
Może coś wpadło do ucha, a może to być początek zapalenia ucha lub problemów neurologicznych.
Wytrzeszcz
N. Wytrzeszcz oczu
Większość szczurów ma duże, wypukłe oczy. Jeżeli jednak obserwujemy, że nagle oczy zaczęły nienaturalnie wystawać, jedno z nich, lub stan taki pojawia się i znika, należy udać się jak najszybciej do weterynarza. 
O. Wszelkiego rodzaju narośle, guzy, odciski
Mogą to być nowotwory, ropnie, kaszaki, na stopach pododermatitis.
P. Nagłe, częste pocieranie pyszczka
Może świadczyć o problemach z zębami, zwłaszcza w połączeniu z utratą apetytu i spadkiem wagi. 
R. Opuchlizny 
S. Brak koordynacji, przelewanie się przez ręce, kręcenie się w kółko 
Z reguły oznaczają kłopoty z układem nerwowym. Szczur powinien jak najszybciej trafić do weterynarza.
  

Jeżeli nie zignorujemy niepokojących objawów, jest szansa na to, że uda się - w zależności od powagi schorzenia - pomóc lub chociaż poprawić komfort życia i przedłużyć je naszemu ogonkowi. Warto tu wspomnieć o pewnej szczurzej zdolności: na swoją i naszą niekorzyść potrafią świetnie maskować, że coś im jest. Ma to swoje uzasadnienie, u dzikich szczurów jest to normą: eliminuje się osobniki słabe i chore, które osłabiają stado. "Kłamanie" na temat swojego stanu zdrowia jest więc sposobem na przetrwanie. Tej zimy miałam taki przypadek, gdzie szczurzyca, tydzień wcześniej badana przez weterynarza,  "zupełnie zdrowa" nagle dostała tak silnych duszności, że zostało nam jedynie uśpienie jej, w ciągu 6 godzin od ich wystąpienia (Madara <*>). Sekcja wykazała zmienione zapalnie płuca, więc choroba musiała rozwijać się sporo wcześniej, a szczur ani razu nie kichnął ani nie pokazał innych niepokojących sygnałów. Jest to dość skrajny przypadek, ale może zdarzyć się każdemu. Po szczurach często nie widać, że coś im jest, do czasu, aż wystąpią poważne objawy i bitwa o zdrowie ukochanego ogonka będzie o wiele cięższa (nie znaczy, że bezsensowna). Dlatego tym bardziej nie powinniśmy bagatelizować pierwszych objawów i czekać, aż przejdą same. Oczywiście, trzeba zachować też odrobinę zdrowego rozsądku - trudno biegać z każdym najmniejszym wyciekiem poryfiryny do weterynarza, ale już liczenie na to, że guz nie będzie rósł lub że kichanie seriami przejdzie samo jest dosyć naiwne.

Urocze szczurki mają to do siebie, że o ich zdrowiu można pisać i pisać... Nie zmieściłabym wszystkich istonych informacji w jednym wpisie, nie robiąc z niego jednocześnie bardzo długiego tekstu, więc to byłoby dziś na tyle. W dalszych częściach spróbuję przybliżyć pozostałe zagadnienia związane z tym tematem. No to baj, zdrowia życzę:)
Wszystko w porządku? Fot. Ola Brzeska